sobota, 5 stycznia 2013

Kocia mama..

  Kiedy 20 lat temu mój brat przytachał mi do domu dwutygodniowe rozdarte kocie maleństwo-kociołkową mamę w czasie "przedniej zabawy" na placu manewrowych, po kilku tygodniach jakiemuś "zdolnemu" panu udało się rozjechać....było mi go (a właściwie jej) żal....ale ja przecież nie cierpię kotów!!!!!
 Ja pracuje na 3 zmiany!!Ja nie mam czasu,cierpliwości!!
Kocie karmione strzykawką...nabawiło się przepukliny-przeszło operację..przeżyło ze mną...18lat...
 I tak zaczęła się akuratnie moja przygoda z kotami...
Z charakteru i zachowania wielu moich znajomych nazywało ją kotopsem:))
Chodziła za mną krok w krok....W czasie jej młodości nikt ...a zwłaszcza podczas mojej nieobecności-nie mógł dotknąć moich rzeczy.....bo został pogryziony...hihihi
Po ślubie ku niezadowoleniu mego męża zamieszkała z nami na poddaszu...kiedyś spadła z czwartego piętra....ile ja się napłakałam...rano przyturlała się do domu tylko z rozciętą brodą:)
Kiedy kupiliśmy dom....pokochała ogród...ale nie wpuszczała doń żadnego kota....największe nawet okazy goniła i tłukła...to była dama z charakterkiem...
Wielki afront jej uczyniliśmy przygarniając do domu Klusię-kotkę charakterną-małego trójkolorowego drania-włóczykija.
Niestety,trzy lata temu wyszła na nocny połów....i już nie wróciła....
Staruszka pozostała sama....
 Kiedy 1,5 roku temu i ona przeszła-za tęczowy mostek....myślałam,że pęknie mi serce...
Ku naszemu zdziwieniu...pół roku przed odejściem pozwoliła jednej kotce u nas zamieszkać....
Kotce,która rozpoczęła wędrówkę ludów...tzn kotów....
No i tak się zaczęło!!! Po drugiej stronie ulicy mamy duży zakład produkcyjny...Zamieszkały przez bezdomne koty....
Gdy tylko zwąchały,że mieszka tu dwoje dziwnych dwunogich,którzy dają darmową wyżerkę...baaaa nawet podrapią za uszkiem,odważniejszym w czasie mrozu pozwolą wejść na noc do domu...mniej odważnym zrobią ciepłe legowisko na tarasie. W czasie choroby pojadą do weta...albo tchórzom przywiozą leki i będą leczyć na odległość...
I tak na liście naszych przyjaciół ,którzy zawitali w naszych włościach-znalazły się:
-Milka
-Bury
-Orka
-Koks
-Belek
-Gizmo
-Muciek
-Rysiek
..a wczoraj zobaczyłam kolejnego...
-Zorro ..albo Pirat...jeszcze nie wiem....
Oczywiście ta liczba wciąż ulega zmianie..i niestety rotacji....choroby,samochody..
 
No cóż... najbardziej udomowione to koty ,których najwięcej u mnie...czyli Burciu-ze sztywną nóżką, Koks-bez ogonka....,którego nawet nigdy nie pogłaskałam-bo boi się okrutnie!!No i Rysiek:))
Ale prawda jest ,że jednak one wszystkie są kotami zakładowymi,no i bezdomnymi,które ja dokarmiam,leczę,kastruję i udomawiam.Wchodzą ,kiedy chcą ,wychodzą ,kiedy chcą
Niektórzy się pytają ,czy na drugie mam Violetta???:))))
No cóż jest to nasze...moje i męża hobby..hihihi...ale jednak dość kosztowne...
Dlatego ,kiedy dowiedziałam się o takiej możliwości w moim mieście...po kilku miesiącach zastanawiania się...napisałam podanie z prośbą o przyznanie mi statusu karmiciela bezdomnych kotów...
Pod koniec roku przyszła pani,sprawdziła  jak się rzeczy mają i wczoraj..
Zostałam oficjalnie Karmicielem...


 Dzięki temu mogę skorzystać z darmowej ,suchej karmy...pół kg.na miesiąc/na kota...zarejestrowałam cztery.. Czy skorzystam do końca nie wiem-postanowiliśmy z mężem ,że sprawdzimy skąd jest ta karma...bo jeśli w bólach zdobywa ją schronisko..to serca nie mamy ,aby ją jednak brać....
No i mam prawo do korzystania z bezpłatnego kastrowania tych kociaków...także pierwszy na liście jest Rysiek....do kastracji...
ot...i cała prawda o moich-nie moich kociołkach...
Po 20 latach.....teraz już oboje z mężem kochamy koty....no i patrzymy jak takich osób wśród naszych przyjaciół coraz więcej.. Kiedyś nawet ktoś zapytał,czy aby się z nami przyjaźnić...trzeba nieć kota??/hihihi tez pytanie!!!!
OCZYWIŚCIE!!!!!!!