czwartek, 15 września 2011

Bure kocisko i wrzosowisko...

  Już kiedyś się przyznałam,że chciałabym kotka...dużego,puszystego,rasowego......np.Błekitna rosyjskiego...albo...taaaa..  u mnie zawsze jednak akuratnie  koty nie rasowe...ale przekochane...
Taki Bury-noga tylna sztywna...(złamana-źle zrośnięta) przyszedł,posiedział,pojadł.....i został. Zaraz będzie rok. Inwalidztwo w niczym mu nie przeszkadza!!! Po drzewach skacze jak fryga...a co dopiero na parapet
A zresztą jak nie wskoczyć...skoro taka fajna karteczka leży...a że Panci potrzebna?
a tu koraliki...można się nimi od niechcenia pobawić :
i tak fajnie się je w mordce nosi....
Fyyy..też coś....za oknem też są ciekawe widoki...
...aj to od razu trzeba było powiedzieć,że mam zachwycić się tymi badylami...
 
no już dłużej nie dam rady!!!
....koniec...ile można się nimi zachwycać???
 
Nie proś...bo i tak nie zerknę na nie...
A o mnie to nie łaska wspomnieć...jaki jestem odważny...już trzy razy wziąłem jedzonko prosto z ręki....i wchodzę do domu....i siedzę na pianinie....chyba strzelę focha!!!
 ....takie kocie życie...i Qrzęce...
Dziś idę po chryzantemy....
Pozdrawiam:)))